Valona to piękna turystyczna miejscowość w Albanii. Leży u zbiegu Morza Jońskiego z Adriatykiem. Dla wielu odwiedzających jest bazą wypadową, z której udaje im się dotrzeć w bardziej odległe zakątki kraju. Co roku przyciąga tysiące Europejczyków, którzy szukają niedrogich, ale oryginalnych miejscówek na wakacje.
Dziś nie będziemy jednak pisać o turystyce, choć deszczowy wrzesień zachęca do planowania przyszłorocznego urlopu w ciepłym regionie świata. Dziś udowodnimy wam, że polski internet, choć jest bytem abstrakcyjnym, kryje wiele absurdów. Wszystko za sprawą homonimii, a dokładniej rzecz ujmując homofonii, której przykłady są w naszym języku bardzo liczne.
Homofonia, której zawdzięczamy narodziny kultowego mema, czy wykopowej pasty, to dwa (lub więcej) wyrazy bądź wyrażenia, które mają identyczne brzmienie, ale inaczej się je zapisuje. Przykładami, które dobrze to odzwierciedlają będą: morze i może, Bug, Bóg, buk. Te wyrazy, podobnie jak Koń z Valony oraz koń zwalony wypowiada się identycznie, mimo że mają odmienne znaczenie.
Koń z Valony – obraz stał się memem na Wykopie?
Koń z Valony to tytuł książki Francesco da Grasso. To wyrażenie przekształcone w nieco wulgarne koń zwalony, które stało się absolutnym hitem w serwisie Wykop. Ci z Was, którzy czytają nas regularnie, już wiedzą, że nie ma wydarzenia, z którego Wykop nie byłby w stanie zrobić afery, ani absurdalnej wypowiedzi, która nie stałaby się pastą (wielokrotnie kopiowanym i parafrazowanym tekstem).
Koń z Valony stał się memem dzięki temu, że jeden z użytkowników serwisu Wykop opisał swój aktualny stan: koń zwalony, wszystko ok, poziom testosteronu jest niski. W związku z tym nie ma ani z kim, ani o co walczyć. Gdyby spróbować to wyjaśnić jednym zdaniem: chodzi o sytuację maksymalnego zadowolenia z życia, które udaje się osiągnąć przy minimalnym zaangażowaniu.
Co jakiś czas na mikroblogu pojawiają się wynurzenia kolejnych użytkowników, którzy – parafrazując tytuł Koń z Valony, opowiadają swoją historię. Zdecydowali się podzielić z innymi użytkownikami informacją na temat tego, że oto właśnie w tej chwili niczego im nie brakuje i cieszą się dobrym samopoczuciem. A nuż uda im się sprowokować kolejną dyskusję i będą mieć okazję spędzić bezproduktywnie któreś z kolei popołudnie, nie wychodząc z czeluści własnej piwnicy.
Tytułowy Koń z Valony stał się też inspiracją dla twórców memów, którzy podpisywali tym tytułem, w spolszczonej rzecz jasna wersji, swoje obrazki. Wiadomo, że wyobraźnia ludzka (a może polska?) nie zna granic, więc memów jest całkiem sporo. Nie brakuje tych, których bohaterami stają się politycy. Sporo jest też grafik przedstawiających konie: zwierzęta i szachowe figury.
Hashtag #konzwalony na mikroblogu staje się polem do dyskusji o wielu bieżących intymnych problemach użytkowników serwisu. Jedni narzekają na zbyt piękne kobiety, które mijają na mieście i wiedzą, że te nigdy by na nich nie spojrzały. Inni dają się seksualnie zmanipulować jakiejś pannie, której słono za to płacą. Potem skarżą się na Wykopie, że do tego doszło. Czasem ktoś opowie historię o tym, jak jego intensywne do tej pory pożycie nagle zaczęło gasnąć.
Choć początkowo Koń z Valony był kolejną wykopową pastą, a na tagu zbierali się ci, którzy mają rubaszne poczucie humoru, z czasem stał się czymś znacznie więcej. Za prostym stwierdzeniem koń zwalony kryją się autentyczne historie osób, które zamiast atencji i śmieszków oczekują, że ktoś po prostu z nimi pogada.